Komentarze (0)
Czas nie goi moich ran..
Byłam na cmentarzu i chciałam ryczeć jak dziecko.. nie mogłam się powstrzymać... Dlaczego od ponad 10 lat ja ciągle płaczę nad grobem.......
;(
tak bardzo go potrzebuje ;(
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Czas nie goi moich ran..
Byłam na cmentarzu i chciałam ryczeć jak dziecko.. nie mogłam się powstrzymać... Dlaczego od ponad 10 lat ja ciągle płaczę nad grobem.......
;(
tak bardzo go potrzebuje ;(
Jest mi tak bardzo źle... Staram się.. staram się jak mogę by żyć.... Staram się być dobrą osobą.. ale ciągle dowiaduję się brutalnej prawdy. Gdy zaczynam wierzyć w to że jestem dobra okazuje się jestem beznadziejna... Gdy wydaje mi się że jestem dobrą kobietą okazuje się że nie nadaję się do związku z drugim człowiekiem... ale dlaczego? Przecież robie co mogę by było wspaniale.. dlaczego mi to nie wychodzi? Nawet jak myślę że wychodzi .. jestem ślepa?? Głupia?? To na pewno..... Ja jako mama... myślę sobie idealna mama ze mnie.. najlepsza na świecie... i co sie okazuje? Jestem do niczego i nie zasługuję na to by być matką... nic nie umiem do niczego się nie nadaję... czar pryska... daję z siebie wszystko a nawet więcej niż mam.. i na co to skoro i tak jestem beznadziejna... Beznadziejna w związku beznadziejna matka beznadziejna w każdym calu.... a tak bardzo chcę być chociaż trochę dobra... tak bardzo się staram... każda sekunda mojego życia to walka o to bym była jeszcze lepsza... ja wierze ze jestem.. przez krótką chwile.. bardzo krótką bo zaraz okazuje sie ze ... to wszystko na nic.... bo nic mi nie wyjdzie w życiu.. Nie nadaję się do żadnej pracy.. do wychowywania dzieci i do związku z facetem... nie nadaję się nawet do sprzątania i gotowania... nawet do prania.. w każdej dziedzinie życia jestem beznadziejna... dosłownie w każdej...
Jest mi tak bardzo źle... Staram się.. staram się jak mogę by żyć.... Staram się być dobrą osobą.. ale ciągle dowiaduję się brutalnej prawdy. Gdy zaczynam wierzyć w to że jestem dobra okazuje się jestem beznadziejna... Gdy wydaje mi się że jestem dobrą kobietą okazuje się że nie nadaję się do związku z drugim człowiekiem... ale dlaczego? Przecież robie co mogę by było wspaniale.. dlaczego mi to nie wychodzi? Nawet jak myślę że wychodzi .. jestem ślepa?? Głupia?? To na pewno..... Ja jako mama... myślę sobie idealna mama ze mnie.. najlepsza na świecie... i co sie okazuje? Jestem do niczego i nie zasługuję na to by być matką... nic nie umiem do niczego się nie nadaję... czar pryska... daję z siebie wszystko a nawet więcej niż mam.. i na co to skoro i tak jestem beznadziejna... Beznadziejna w związku beznadziejna matka beznadziejna w każdym calu.... a tak bardzo chcę być chociaż trochę dobra... tak bardzo się staram... każda sekunda mojego życia to walka o to bym była jeszcze lepsza... ja wierze ze jestem.. przez krótką chwile.. bardzo krótką bo zaraz okazuje sie ze ... to wszystko na nic.... bo nic mi nie wyjdzie w życiu.. Nie nadaję się do żadnej pracy.. do wychowywania dzieci i do związku z facetem... nie nadaję się nawet do sprzątania i gotowania... nawet do prania.. w każdej dziedzinie życia jestem beznadziejna... dosłownie w każdej... Jeszcze nigdy nie byłam w niczym dobra jeszcze nigdy nikt mnie nie docenił w żadnej kwestii no chyba że coś chciał ode mnie to tak na chwile byłam dobra a za chwilę znów stawałam się szmatą do podłogi ... tak sie czuje... jakbym była zwykłą szmatą którą wyciera sie brudy... i dlaczego? Dla tego ze sie staram? Taka karma? Taki los? Dlaczego trafiło akurat na mnie?
Patrzę na okno... i mam taką ochote........ .. ale nie moge .. jestem sama z dziećmi.. muszę być przy nich ... nie mogę teraz.. zniknać.
Chciała bym odejść.. nie widzę innego rozwiązania ale jeszcze czekam , gdzieś tli się we mnie nadzieja ......................................
Dziś mam dzień płakania. Ze szczęścia - ze wzruszenia..
Czasem tak mam że przychodzi do mnie mój Tata... tak wiem przecież on nie żyje... ale... ale jest czasem.. widze go.. może nie dokładnie ale gdzieś mi mignie... Ale wczoraj w nocy jak leżałam na łóżku przybliżył się do mnie i pogłaskał po policzku... najpierw się przestraszyłam strasznie ale po chwili już wiedziałam co się dzieje.... czasem gdy Go poproszę przychodzi we śnie... tak było poprzednim razem... widziałam go w domu.. tzn.. mignął mi przed oczami i wtedy poprosiłam by przyszedł w nocy we śnie bo chce go zobaczyć... i przyszedł.. stał w przedpokoju.. przytulił mnie i powiedział że jest ze mną że tęskni i że mnie kocha... ja mu powiedziałam że tęsknię za nim.. i tyle.
Ściska mnie w sercu i gdy tylko o tym myślę to ryczę jak głupia.. Nie mogę z nikim o tym porozmawiać... mam tak od 10 lat ale nie mogę powiedzieć bo przecież wysłali by mnie do wariatkowa... gdyby nie to że doświadczam tego na własnym ciele to nie wierzyła bym że osoby zmarłe czasem są przy nas..
Pamiętam jak kiedyś... krótko po śmierci dziadka imprezowałam ostro... w jego domu na wsi.
Wróciłyśmy z koleżanką o 5 rano z imprezy... siedziałyśmy w kuchni śmiejąc się do rozpuku i jedząc śniadanie. Nagle coś mnie uderzyło tak mocno w ramie że aż krzyknęłam... bolało przez dłuższy czas i miałam czerwony ślad. Tak to był dziadek... zrobił to żebym się uspokoiła.. zawsze miał coś do mnie :) Nikogo w domu oprócz nas nie było ... więc to na pewno on ... byłam przerażona ale szybko zrozumiałam o co chodzi i sie uciszyłam..
Więc stąd moje przekonania o ludziach zmarłych...
Ciesze sie gdy czuje Tate blisko mnie... wiem że zależy mu na mnie i na moim szczęściu.
Dochodzę do wniosku że dzieje się ze mną coś niedobrego. Jak jestem w sytuacji że muszę się z kimś spotkać, coś załatwić, z kimś porozmawiać to ogarnia mnie wewnętrzna panika. Szukam w sobie miliona powodów by się jakoś wymigać. Nie moge sie rozwieść bo to wiąże się ze złożeniem pozwu z pójściem na rozprawę, z rozmowami z rodziną, nie umiem. Mam dużo złych myśli w głowie.
Kochany tato.... wczoraj był 15 dzień maja. Miałeś 47 urodziny. Serce mi pęka bo wiem że nie ma Cię ze mną od 10 lat ... Gdybyś żył na pewno śmiali byśmy się że niedługo stuknie Ci pół wieku ... i że stary jesteś :) Pewnie miał byś już siwe włosy... pewnie moje dzieci bardzo by Cię kochały ....
Moje życie. Piękne. Dzieciństwo szczęśliwe. Wspólne wyjazdy z rodzicami i bratem.. Wspólne śniadania obiady i kolacje. Wspólne granie na pegazusie , w karty i w Monopoly.. Całe dnie w śmiechu i radości. Było tak pięknie.. Wieczory w łóżku przytulona do mamy albo taty... oglądaliśmy filmy dla dzieci ... Płakanie za tatą gdy ten szedł do pracy.... jego skarpetki tuż obok fotela. Te kanapki które przynosił do łazienki gdy się kąpałam... z jajkiem szczypiorkiem i pomidorem.. Te wspólne z bratem występy przed rodzicami ... to wychodzenie na dwór i wracanie gdt rodzice przez balkon krzyczeli że już późno... to moje najpiękniejsze wspomnienia. Ale zawsze miałam problem. Czułam się bardzo dobrze dopuki nie zaczęłam mówić i do puki nie widziałam się w lusterku czy na zdjęciach. Od zawsze mam wrażenie że moja dusza zabłądziła i trafiła do nie właściwego ciała... to nie moje ciało to nie mój głos. Mój głos nie mówi tego co każe mu dusza mój głos zawsze bredzi, mówi od rzeczy. To nie jest to co powinno. ... Nagle mam 11 lat. Świat sie wali ! Co się dzieje ! Tata sie zakochał w innej kobiecie.. zostawił nas... jak to ! Pzeciez zawsze byłam dla niego najważniejsza... zaczął się zmieniać... Nie poznaję go... ale przychodzi czasem nocuje w domu czasem jeździmy na wieś niby jest taki jak zawsze ale coś mi nie pasuje... Czuje sie na uboczu. Żalę się koleżankom z klasy i co słyszę? "Nie kłam wszyscy wiemy że chcesz nas wziąć na litość żeby ktoś cie polubił ! " Cios w serce....... ale żyje ... płaczę dniami i nocami nie wiem co robić czuje że ciało i umysł mam dziecka ale dusze dorosłej osoby. Czuje sie jak w klatce ... chce coś zrobić ale mam mór przed sobą. Zatrzymuje mnie ... dusi .
Tata i mama się rozwiedli ale nie jest źle bo oprócz tego że tata czasem nie nocuje w domu nic sie nie zmieniło. Chociaż... powiedział że idzie do sklepu. Stoję w oknie i czekam... mija godzina... druga ... trzecia.... jego nie ma . Już nie przyjdzie.. Ale jak to ? Przecież tata nie kłamie poszedł tylko po papierosy... może coś mu sie stało... stoje w oknie i płaczę... gdzie jest tata już powinien być... nie odbiera telefonu... mama mówi że on nie wróci ... pojechał do Anki. Ale jak to ! powiedział że za chwile przyjdzie ! Cerce mi pęka... Jestem na niego wściekła...
Mija kilka dni... Mama śpi.. ale coś jej upadło... podchodzę do łóżka podnoszę puste opakowaie po tabletkach... Przykrywam mame bo jest bardzo zimna. Patrzę na nią i czuje że coś się dzieje. Idę powiedzieć bratu.. Mama śpi pewnie źle sie czuła nie budź jej.. Ja jednak idę do mamy... szturcham ją... mówie mamo mamo śpisz? mówię co raz głośniej... szturcham ... nie rusza sie nie reaguje. Idę spokojnie do dziadka... mama śpi ale jakieś tabletki wzięła i nie moge jej dobudzić a chce sie coś zapytać dziadzio zobacz co to za tabletki... patrzy na opakowanie... idzie do mamy. budzi ją szarpie mocno ... zadzwoniła babcia... mamę na siłę ściągną z łóżka uderzył ... nagle się ocknęła.... ledwo siedząc rozmawiała przez telefon z babcią...
Tak. Chciała się zabić.... kilka dni później jak się bawiłam znalazłam pod łóżkiem list pożegnalny...
Wszystko trwało około 3 lata... rozstania i powroty rodziców... w między czasie ciąże i aborcje Anki..
I nadzieja że jeszcze będzie dobrze.
Któregoś ranka 2004 roku tata stoi przy oknie mówi że źle się czuje lekarz każe mu sie położyć w szpitalu by zrobić badania co się dzieje... Mówię tato połóż sie to tylko 3 dni w szpitalu szybko zleci ... tata mówi... nie nie pójde nigdy nie leżałem w szpitalu i leżał nie będę.. samo przyszło samo przejdzie... Powiedziałam mu tylko... tato ... uważaj żeby kiedyś nie było za późno .... zrób to zanim stanie sie coś złego... tyle pamiętam z tego dnia...
Mija pare dni... tata ma imieniny . 12 marca. Czekam na niego bo miał przyjść . Nie przychodzi.. zaczynam być zła.. co raz bardziej i zawiedziona. Już jest późne popołudnie .. przychodzi mama. Mówi że tata jest u babci że jak chce sie z nim zobaczyc to żebym zeszła... Powiedziałam że jak to... miał przyjść do mnie a teraz siedzi u babci i nawet nie zajdzie do mnie na chwile ?! umówił sie !! I nie poszłam..
Mija dzień.... mija noc.... mama mówi że tata został u babci bo źle sie poczuł. .. żebym poszła do niego .... ja nie ide ... jestem obrażona ! Nie chciał przyjść to ja też nie przyjde !
Mija dzień... Jest noc... tata źle sie czuje... woła babcie " Mamo mamo chodź do mnie " i traci przytomność... Babcia woła mame.... tata przestaje oddychać przyjeżdza karetka ratują go... żyje.
Leży na OIOMie w szpitalu - nie przytomny.
Myśle sobie ... widzisz mówiłeś że nie pójdziesz to szpitala a jednak sie tam znalazłeś ! Teraz śpisz to nic nie wiesz ale ja Ci opowiem jak sie obudzisz !
Mama pyta czy jade do taty... pojechałam ale nie weszłam... pomyślałam że nie chce patrzeć jak śpi .. wejde jak sie obudzi...
Mija dzień... mija noc ..
Rano była mama w szpitalu ... Stan tragiczny lekarze mówią że stan agonalny ... ALE CO TO ZNACZY MAMO? ŻE SIE BUDZI ? Nie... że umiera... pojedźmy sie pożegnać...
Kończę jeść kanapkę z jajkiem szczypiorkiem i pomidorem... jesteśmy zebrani zaraz wychodzimy do szpitala.
Dzwoni telefon brat odbiera.
TATA NIE ŻYJE.
Co sie dzieje? O co chodzi? NIE ! TO JAKAŚ POMYŁKA ! przeciez on miał sie obudzic ! Przeciez miałam mu opowiedzieć o tym ze nie chciał isc do szpitala a jednak tam trafił ! Przeciez miałam mu powiedziec ze jestem na niego zła że nie przyszedł do nie w swoje imieniny ! Nie to nie może być prawda. ....
ide do pokoju siadam na parapecie. Wszyscy płaczą. Patrze na świat i myśle.. nie .. nie to nie jest prawda zaraz zadzwoni telefon ze jednak tata sie obudził... na pewno... i ze spokojem czekam na telefon... i czekam... i czekam... ale ciągle nic nie dzwoni..
16marca 2004 roku świat zawalił mi się po raz drugi...
Pogrzeb... ide sie pożegnać ... ide zobaczyć go ostatni raz w życiu... ostatni raz... mojego tate...
Patrze na niego... leży w garniturze... myślę... po co oni go ubrali w garnitur przeciez on nie nawidzi garniturów ! Patrzę na niego... leży... oczy lekko uchylone... patrze i czekam ! Czekam aż otworzy oczy ! Czekam .... patrze na dłonie.... ściska je Anka... patrze czy sie ruszają... widzę że zrobiły sie różowe... jest nadzieja on żyje ! stoje i patrze nie podchodze nie dotykam stoje w kącie sali i obserwuje czy sie poruszy ... przytuja mnie jego kolega i odchodzi... tak bardzo chciałam ja sie do kogoś przytulić ale od odszedł... mama ... nie wiem gdzie była. chciałam pójsc przytulic sie do taty ale anka sie przytulała więc stałam i czekałam...nie ruszył sie... wyszłam..
Noc po pogrzebie... wstaje rano mamo mamo śniło mi sie ze tata sie obudził w grobie ....
Noc kolejna .... ten sam sen...
Kolejna... ten sam..
Znów ten sam..
Jade na cmentarz... z nadzieją ze grób będzie odkopany... Niestety nic nie słychać w środku nic nie widać..
Mijają dni. mama sprowadza do domu ciągle to nowych facetów...
Często przychodzą koleżanki...
Ciągłe imprezy...
I znów impreza i znów....
A ja każdą noc płaczę...
Zaczynam pić... palę... mama kupuje mi papierosy..
Piję wino... najtańsze.... za 5.50 ... wydaje mi się że jest to wporządku że na wszystko mi pozwala ..
Dużo piję .. codziennie ...
Olewam szkołę... wagruję. Wchodzę w konflikty z rówieśnikami. Biję się.
Poznaję świat po narkotykach....
Poznaję chłopaka... dorosły troskliwy opiekuńczy.. daje mi miłość czułość. .... starszy. dużo starszy.
Jesteśmy ze sobą rok. On bardzo o mnie dba, przytula.. jest przy mnie każdego wieczoru gdy płaczę. Pociesza mnie. Ja prubuję się zabić, stoję w nocy na moście po drugiej stronie barierki . Nikt się mną nie interesuje nikt nie pyta gdzie jestem i co robię.. Ale jednak się wycofuję. Idę do niego. Tnę się.. piję palę ćpam... płaczę... nie radzę sobie... chcę wyskoczyć przed balkon ale on mnie powstrzymuje. kocha mnie. płacze ze mną.
Jest kwiecień 2005 rok. On wyjezdza. na zawsze.... czekam na niego 3 lata... każdego wieczoru płącząc za nim.
On nie wróci... chyba kogoś poznał... zapomniał o mnie. Jestem sama... nikt już mnie nie kocha... nikogo nie obchodzę.
Cpam pije i pale... mama sie wyprowadziła.. ma nowego męża..
Płaczę w poduszkę ... dlaczego sie wyprowadziła... czuję się jeszcze samotniej. Robi nam raz w tygodniu zakupy i musimy sobie radzić. Nie mam z kim pogadać wiec dużo imprezuję.. po alkoholu łatwiej nawiązywać kontakty ... wtedy przynajmniej nie jestem niezauważalna...
Mam 18 lat. Pragnę by ktoś mnie kochał by ktoś był przy mnie... Pragnę mieć dziecko. Pragnę być kimś ważnym dla kogoś... dla dziecka będę.... pragnę by ktoś mnie kochał... ono będzie mnie kochało bez względu na wszystko... ono będzie mnie podziwiać ... będzie patrzeć na mnie, mówić do mnie... będę w końcu ważnym człowiekiem.
On i tak już nie wróci... Kontakt się urwał.. chodzę pod jego dom, ale nie ma go...
Sypiam z chłopakami bez zabezpieczenia.... ale nic nie wychodzi... Boję się że nie mogę mieć dzieci ... Robię testy ciążowe ... ciągne negatywne... Jestem załamana... tnę się.
Poznaję chłopaka... całkiem przystojny...
Znamy się 3 miesiące... udało się zaszłam w ciążę... nareszcie zostanę mamą.
Moja wyobraźnia zaczyna działać... Myślę że może to właśnie z nim stworzę cudowną kochającą się rodzinę... On zaopiekuje się mną... będzie się troszczył i dbał o mnie...
Jest wspaniale...
Jestem w ciąży ale coś się zaczyna psuć.... on ciągle chodzi do kolegów... ciągle pije a jak wraca robi mi awantury. Czepia się wszystkiego.... twierdzi że jestem głupia... że nie umiem gotować... nie umiem sprzątać... uważa że do niczego się nie nadaję..
Mam nadzieje że on pije ze strachu przed rodzicielstwem... jak dziecko się urodzi to na pewno mu przejdzie..
Rodzi się dziecko - jestem mamą pięknego syna... on pije.. ale przecież musi opić narodziny syna... wychodzę ze szpitala z dzieckiem... on nadal pije... ze szczęścia że został tatą...
Miałam cesarskie cięcie nie mogę sie roszać ale jestem beznadziejna... nie umiem zająć się domem... nie umiem gotować nie umiem sprzątać ....
On ciągle pije... to chyba dla tego że stresuje się tym że jest małe dziecko wdomu i nie wie jak się nim zająć...
Jest noc.. śpię z dzieckiem. On przychodzi. Pijany. Zaczyna krzyczeć... rzuca sie na mnie.
Swoim ciałem przygniótł dziecko... nie moge krzyczec bo dusi mnie.. Boje sie... krzyczy na mnie mówi że mnie zabije.... Dziecko zaczyna krzyczeć.. Proszę nie krzywdź go on ma dopiero 3 miesiące zabij mnie a jego zostaw w spokoju ......
Jestem twoją wlasnoscia zrobie co bedziesz mi kazal bede robila wszystko czego chcesz ale pusc nas...... zasną... puścił... z dzieckiem na rękach czekam do rana... nie wiem co wtedy będzie się działo.. czy nas zabije?
Wstaje... robi awanturę... boje sie... przyciska do ściany machając przed twarza pięścią... zabije ciebie dziecko a na koncu siebie................ jestem nic nie warta... nie jestem kobieta nie jestem nikim ... Boje sie...
Mijają miesiące... ciągłego strachu... płaczu po nocach... on ciągle chodzi ..
Powiedział że jak weźmiemy ślub to on się zmieni... bedzie zupełnie inny zaopiekuje sie nami.. Bierzemy slub..
On pije... musi opic wesele... chcemy drugiego dziecka...
On pije... bierze ostatnie pieniądze z domu i pije...
Zdradza mnie..
Pojechał na ryby... dowiedziałam sie o zdradzie.... wraca... rozstajemy się..
3 miesiące jestem najszczęśliwszą wolną kobietą na świecie... dowiaduje się że jestem w ciąży... pozwalam mu wrócic... teraz na pewno się zmieni jestem tego pewna !...
2 miesiące nie pił poszedł na odwyk ! Hurra nareszcie będzie normalnie !
Grudzien 2012 ... Znów pije. Jestem w ciąży.. rzucił we mnie drewnianym krzesłem... ale nie trafił..
Pije... wrócił na kacu. przydusił mnie do ściany ... powiedział ze zabije... Maj 2012 moje życie nadal jest do niczego.... nie chce żyć ale rodzę drugiego syna... Teraz już na pewno się zmieni.
Niestety nadal to samo.... awantury... pijaństwo..
Maj 2014... Zaczynam swoje życie na nowo. Chcę się rozwieść.